od kilku tygodni na łamach portalu gazety przetacza się dyskusja na temat pokolenia obecnych trzydziestolatków. przedstawiona sytuacja materialno - mieszkaniowa tego pokolenia wydaje mi się bardzo nieobiektywna. normalnie nie daje mi to spać. przecież Polska trzydziestolatków to nie rzesze malkontentów, sfrustrowanych, nieszczęśliwych i zawiedzionych życiem. przecież Polska to nie tylko Warszawa z chorymi cenami mieszkań. przecież Polacy nie dzielą się zarobkami tylko na lemingów i kasjerów w markecie. przecież marzeniem nie każdego trzydziestolatka jest mieszkanie. przecież czasem oszczędzamy, czasem żyjemy na kredyt, a czasem ponad stan.
sama mieszkam w domu, który jest własnością banku. ale gdyby nie kredyt, jak miałabym odłożyć pieniądze na dom? wiele lat mieszkałam w wynajętych mieszkaniach i też byłam szczęśliwa. zgodnie z zasadą "tam dom twój, gdzie chodzę boso ". wszędzie można oswoić cztery ściany.
rozpisałam się, uff, zainteresowanych odsyłam do artykułów TU , jednak nie radzę czytać komentarzy - pełne są jadu, nienawiści i frustracji, żadnych rzeczowych argumentów. skąd się biorą ci ludzie?
ciekawa jestem Waszych opinii
Moim zdaniem każdy jest kowalem swojego losu i powinien mieć tylko pretensje do własnej osoby, że zyje tak a nie inaczej. Ja pewnie zostając w pl i w moich okolicach za kilka lat byłabym pewnie bezrobotnym trzydziestolatkiem lub osoba pracującą na czarno bez perspektyw nawet na ślub, ale wziełam sprawy w swoje ręce, jestesmy w de, po cywilnym, przed nami kościelny ślub, mamy prace, mieszkanie ze spółdzielni, więc spokojnie doczekamy nawet na nim starości ;)Najważniejsze to nie zazdroscić innym ;)
OdpowiedzUsuńwłaśnie, cieszyć się tym co mamy i nie zazdrościć.
UsuńWole nie czytac artykulu, zeby sie nie denerwowac :p Mysle ze na wiele rzeczy w naszym zyciu mamy wplyw my sami. Nie potrafie zniesc towarzystwa ludzi, ktorzy narzekaja jak im zle ale nie robia nic by to zmienic :-) A przeciez jest tyle mozliwosci..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :-)
Lekko nie ma nigdzie ani w Polsce ani za granicą ... ludzie narzekają, że pracy nie ma a ja szukałam opiekunki do mojej E. i nikt nawet na ogłoszenie nie odpowiedział... jak to zrozumieć?
OdpowiedzUsuńniech każdy pilnuje siebie to będzie w niebie ;) O !
:D
pozdrawiam
Wszystkim nie dogodzimy niestety, jest taka polityka państwa a nie inna, trzeba jakoś żyć, w tym brutalnym świecie, jestem po 30, mam przyjaciół rówieśników, praktycznie każdy odniósł jakiś sukces, pobudowali się... od rana do nocy pracują, by godnie żyć, jednej koleżanki mąż za granicą jest, ale dzięki temu dom wybudowali ... no trzeba sobie jakoś radzić... ach... szukać sposobów by przetrwać, ale nie ma co nas do jednego wora wrzucać... też mieszkałam za granicą, bo w Polsce było bardzo ciężko, no był taki czas... raz jest lepiej raz gorzej...
OdpowiedzUsuńA moim zdaniem najważniejsze są małe radości dnia codziennego. Narzekanie nic nie da, rzeczywistość nie zawsze da się zmienić, dlatego trzeba docenić to co się ma i iść do przodu!
OdpowiedzUsuńCzytałam. Smutne, ale często niestety prawdziwe. Ale jak już pisały osoby powyżej - trzeba sobie jakoś radzić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Po tym artykule naprawdę doceniłam fakt, w jak dobrej sytuacji jestem i jak mi się powiodło. No ale nie zawdzięczam nic innym tylko sobie. W końcu po latach chudych nadeszły tłuste ;) Pracowałam na to ciężko, nic nie dostałam za darmo, nie lubię narzekania, nikomu nie jest lekko ale trzeba czasami wziąć się w garść i zacząć działać a nie tylko siedzieć i narzekać.
OdpowiedzUsuńOj dużo by pisać. Każda "ważna" decyzja w życiu, niezależnie od naszego statusu materialnego wiąże się z jakimś kompromisem. Problem w tym, że nie którzy z nas kompromisów nie uznają. Chcą mieć wszystko i "po mojemu", a tak się nie da więc frustracja rośnie. Dochodzi do tego czasem zazdrość i ogladanie się na innych, zwłaszcza tych co mają lepiej i wtedy to już masakra. Optymizmu musimy się uczyć każdego dnia, tak samo jak doceniania rzeczy, które mamy, a których nie zauważamy, bo myślimy, że to norma np. zdrowie. Ja też nie lubię przebywać w gronie tych, co narzekają, bo czasem mi się udziela. Łapię się na bzdurach,a potem myślę "ale jestem głupia". Grunt, to poczucie własnej wartości, wiara w to, że przyszłość budujemy sami niezależnie odtego, czy ma ona ogródek i basen czy też nie.
OdpowiedzUsuń